Niezwykłe spotkania – Wanda Dembek.
Tekst: Małgorzata Evertse-Smółka
Artykuł ukazał się w Biuletynie Polsko-Niderlandzkiego Stowarzyszenia Kulturalnego w 2011 roku, www.pnkv.nl
Jak opisać spotkanie z wyjątkową osobą, aby słowa oddały dokładnie i ciekawie wszystkie wrażenia z tego spotkania? Dla mnie, pisującej tylko i wyłącznie amatorsko jest to jedno z największych wyzwań. Bardzo chciałabym podzielić się z czytelnikami Biuletynu swoimi wrażeniami z rozmowy, jaką przeprowadziłam 16 kwietnia w mieszkaniu pani Wandy Dembek-Roos, chociaż już teraz wiem, że nie będę w stanie opisać tych wszystkich emocji, które towarzyszyły temu spotkaniu. Tak więc postaram się jak umiem najlepiej, a ocenę zostawię już samym czytelnikom. A za wszelką egzaltację z góry czytelników przepraszam….
Polska Szkoła w Utrechcie
Od kilku lat, biorący udział w Wierszowisku, czyli festiwalu Polskiej Poezji dla Dzieci w Holandii, uczniowie z Polskiej Szkoły w Utrechcie, odnoszą coraz większe sukcesy. Ukoronowaniem tej drogi jest zdobycie przez nich w 2011 roku pierwszej nagrody w kategorii Występ Grupowy. Oprócz wielkiego zaangażowania rodziców, nauczycieli, motywacji samych dzieci, nie można w tym nie dostrzec sukcesu pedagogiczno-reżyserskiego pani Wandy Dembek. Swoim doświadczeniem, pomaga małym aktorom przygotowywać swoje występy i jak widać po wynikach, z dobrym rezultatem! Kim jest ten dobry duszek szkoły w Utrechcie?
Ale zacznijmy od początku….
Wanda Dembek urodziła się, jak sama z elegancją i humorem zaznacza…..przed wojną. „Artystki są jak sztuczne kwiaty: nie mają wieku”- mówi do mnie z przymrużeniem oka. Dzieciństwo spędziła w Gdyni, z którą później na długo zwiąże swoje losy. W czasach wojny i okupacji, razem z rodzicami oraz bratem wyjechała do Krakowa. Już wtedy wiedziała, ze swoją przyszłość chciałaby związać z teatrem, ze sceną. Po zakończeniu wojny postanowiła zdawać do szkoły aktorskiej w Krakowie, mimo protestu rodziców, którzy chcieli wrócić do Gdyni. Marzenia jednak należy spełniać i pani Wanda przystąpiła do egzaminów. Niestety, niepokorny duch tej niezwyklej kobiety dał się we znaki, utrudniając wymarzony start. Jako córka byłego legionisty Piłsudskiego, nie zaliczyła egzaminów z przedmiotu, który można nazwać: Przysposobienie do życia w społeczeństwie socjalistycznym. Przystępując do egzaminu praktycznego, gdzie w komisji zasiadał między innymi Gustaw Holoubek, Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela, nie miała zbyt wielu szans. Egzamin oblała, otrzymując do tego tzw. „wilczy bilet” z którym podchodzenie do egzaminu do szkoły teatralnej w Warszawie nie miało już właściwie sensu. Pani Wanda wróciła do Gdyni. Tam kontynuowała naukę w klasie śpiewu w Szkole Muzycznej przy ulicy Świętojańskiej, w klasie Marii Bojar–Przemienieckiej Czekotowskiej.
Kariera sceniczna
Trzeba pamiętać, że to były wyjątkowe czasy. Kończąc klasę śpiewu w szkole muzycznej, nie wolno było występować, jako aktor. Żeby pracować, występować w teatrze czy kabarecie, należało zdobyć uprawnienia. Tak więc pani Wanda, co roku zjawiała się w Warszawie na egzaminie, dającym jej na rok uprawnienia do występowania na scenie. W komisji wydającej te uprawnienia przez lata zasiadały między innymi Hanka Bielicka oraz Irena Kwiatkowska. Uprawnienia te dawały jej możliwość występowania w Teatrze Rapsodycznym w Gdyni, przy Teatrze Dramatycznym. Teatr Rapsodyczny był rodzajem sceny eksperymentalnej dla młodych, poszukujących artystów. Pani Wanda nie tylko grała, śpiewała i reżyserowała ale i pisała teksty piosenek, skeczy które mam nadzieje odtworzyć i zaprezentować czytelnikom Biuletynu już wkrótce! A jednak drogi życiowe ponownie zawiodły panią Wandę na południe kraju. Tym razem do Katowic, a dokładniej w tym czasie – Stalinogrodu. Tam w 1954 roku powstał Państwowy Teatr Satyry. Dyrektorem był Edward Hermach, a dyrektorem muzycznym Wiktor Kolankowski – ówczesny mąż pani Wandy, wybitny polski pianista. Na scenie Teatru Satyry grywali tacy aktorzy śląscy, jak na przykład: Teresa Melec, Zbigniew Kurtycz, Lidia Korsakówna, Bolesław Mierzejewski i także Lucjan Sendler, Ewa Lassek, a gościnnie Alina Janowska i Edward Dziewoński.
Praca w Teatrze Muzycznym w Gdyni
Po rozwiązaniu Państwowego Teatru Satyry w 1958 roku, Wanda Dembek wróciła na Wybrzeże. W tym czasie dyrektorem Operetki Gdańskiej była Danuta Baduszkowa, której determinacja doprowadziła do powstania jednej z największych i najlepszych scen muzycznych w Polsce – Teatru Muzycznego w Gdyni – obecnie Teatru Muzycznego imienia Danuty Baduszkowej. Wanda Dembek znalazła się w zespole tego teatru i została w nim już do końca swojej kariery aktorskiej. Lata świetności Teatru Muzycznego w Gdyni to lata osiemdziesiąte, kiedy jego dyrektorem został Jerzy Gruza. W 1984 roku w na deskach gdyńskiego teatru odbyła się polska premiera „Skrzypka na dachu”. Cytując Sławomira Kitowskiego, który opracował album o Teatrze Muzycznym w Gdyni, „licencje „załatwił”, (czyli wyprosił za darmo) u kompozytora Josefa Steina, tłumacz Marian Antonowicz, przyjaciel teatru”. To był ogromny sukces, po którym nastał złoty wiek musicalu na Wybrzeżu. Jerzy Gruza stworzył wspaniały zespół, występujący w całej Polsce oraz z wielkim sukcesem i poza granicami kraju. Wanda Dembek brała udział w tym wielkim przedsięwzięciu, grając rolę samej Yentl! To za tą rolę zebrała chyba najwięcej pochwał i zachwytów.
Wanda Dembek występowała w takich przedstawieniach, jak „Sensacja w Londynie”, „Zemsta Nietoperza”,”Wesoła Wdówka czy „Madagaskar’”. W tym samym czasie zadebiutowała również w filmie, na początku roku 1986 epizodem w odcinku serialu „Na kłopoty Bednarski”. Jednak rozgłos i tzw. rozpoznawalność do dnia dzisiejszego, przyniosła jej rola w filmie, a potem w serialu pt. „Pierścień i Róża” z 1986 roku, z Katarzyną Figurą i Stefanem Każuro w rolach głównych. Wanda Dembek zagrała tam słynną Gburię-Furię, robiąc tą rolą prawdziwą furorę! Do tej pory jest rozpoznawana jako Gburia-Furia właśnie. I to słynne: cza cza cza na koniec piosenki!
W Holandii
W roku 1981 córka pani Wandy, Beata Kolankowska, wyjechała na wakacje do Holandii. I jak wielu innych w tym czasie, po 13 grudnia została tutaj na stałe. I kiedy jesteśmy już przy córce pani Wandy…. W czasie naszej rozmowy, szukałyśmy razem zdjęć do tego artykułu. Okazało się, że zdjęć pani Wandy jest bardzo niewiele, za to znalazłyśmy mnóstwo fotografii córki, która przed wyjazdem do Holandii również występowała w teatrze muzycznym w Gdyni, zatrudniona przez samego Jerzego Gruzę. Między całą stertą czarnobiałych, głównie fotografii, trafiłam na prawdziwe cudeńko! Ustawieni w szereg członkowie grupy Czerwone Gitary, a w drugim rządku, przed nimi, czwórka dzieci, ubranych w biało-czarne stroje. Kiedy zapytałam skąd jest to zdjęcie, pani Wanda odpowiedziała – ‘’To zdjęcie zrobione przed występem w Sopocie. Ech, daje słowo, z całej piątki tych dzieciaków, moją córkę słychać w Annie Marii najgłośniej! Każdy, kto chociaż trochę interesuje się muzyką polską natychmiast skojarzy słynny występ Czerwonych Gitar na Sopockim festiwalu w 1968 roku!
Do roku 1989 wszelkie odwiedziny i wyjazdy były znacznie utrudnione, ale wszystko zmieniło się po 1989 roku. Wtedy to, pani Wanda przechodząc na emeryturę, postanowiła wyjechać do Holandii, aby być bliżej córki. Tutaj wyszła ponownie za mąż i zamieszkała w Nieuwegein.
Rok 1998 to bardzo ciężki i tragiczny czas dla pani Wandy. Umiera jej córka Beata, zostawiając pod opieką pani Wandy i jej męża, pięcioletnią wtedy wnuczkę Laurę. Gdy rozmawiałam z panią Wandą o pierwszych latach jej pobytu w Holandii, postać córki pojawiała się bardzo często. W pokoju widać jej zdjęcia – wyjątkowo pięknej, roześmianej kobiety. Kiedy z piętra schodzi wnuczka Laura, podobieństwo rzuca się w oczy natychmiast!
Trudno uporządkować całą naszą rozmowę tego popołudnia. Rozmawiałyśmy o tym jak dziwnie czasami historia zatacza koło. Przodkowie pani Wandy Dembek byli Holendrami, katolickimi rybakami, którzy w czasach Reformacji uciekli do Polski. Ponieważ byli to wysocy, silni jak dęby mężczyźni, nie jest dziwne, że miejscowość, w której zamieszkali, nazywa się dzisiaj….Dembki!
Kultywowanie swoich pasji
Okazało się, że obydwie jesteśmy wielkimi fankami BBC i belgijskich kanałów telewizyjnych, a kiedy wspomniałam o mojej ukochanej wokalistce, czyli Annie Marii Jopek, miała oczywiście gotową opowieść o tym, jak w czasie występu Mazowsza w Teatrze Muzycznym w Gdyni, zapamiętała cichą, spokojną, malutką Anię, wśród rozbieganych i rozkrzyczanych dzieci innych artystów Mazowsza! I jak podobał jej się występ AMJ z jej ukochanym skrzypkiem, Nigelem Kennedym w Londynie, który to program obydwie, z wypiekami na twarzy, oglądałyśmy na naszej ulubionej stacji telewizyjnej – BBC. Rozmawiałyśmy o naszym uwielbieniu dla Stefanii Grodzieńskiej i podziwie dla jej męża, Jerzego Jurandota, o Agnieszce Osieckiej, którą pani Wanda pamięta z jej wizyt w gdyńskim teatrze. Rozmawiałyśmy o naszych pierwszych wrażeniach z przyjazdu do Holandii, o naszych marzeniach, tych spełnionych i tych niespełnionych i przez ten cały czas, różnica wieku miedzy nami jakby nie istniała. Jakbyśmy mimo tych prawie czterdziestu lat, poruszały się w tej samej czasoprzestrzeni muzyki, literatury, obraz
ów, odczuć …. Spotkałyśmy się przypadkiem kilka lat temu a ja zawsze będę wdzięczna za ten wyjątkowo przychylny zbieg okoliczności! Pani Wanda Dembek-Roos jest postacią, o której powinno napisać się książkę, bo w krótkim artykule nie jestem w stanie oddać tego, jak niesamowitą osobowością jest ta kobieta. Dowodem na to jest fakt, że zaoferowała swoją pomoc dla każdej szkółki, która chciałaby posłuchać opinii specjalisty w trakcie przygotowań do kolejnego Wierszowiska. Więcej informacji już wkrótce na stronach Forum Polskich Szkół w Holandii, organizatora Festiwalu.
Mam nadzieję, że udało mi się zainteresować czytelników Biuletynu niezwykłą postacią Wandy Dembek, którą od lat, niezmiennie, można zobaczyć w pierwszym rzędzie w czasie występów dzieci na naszym festiwalu w Malden. Do tego tematu wrócimy na pewno!
Bardzo dziękuję Ewie Kolce oraz Mironie Joosten ze Szkoły w Utrechcie za pomoc w napisaniu tego artykułu.